czwartek, 27 października 2011

Mazurskie Halloween – czyli czym straszyć na dobranoc

Mazur się diabła nie boi
Diabuł w wierzeniach mazurskich nie był bytem szczególnie groźnym. Naiwność jego jest tak nieskrępowana, że bez trudu dało się go okpić. Pewnie znana jest (choćby z Wańkowicza) postać Smętka, przybierającego czasami wygląd Krzyżaka – dzisiaj to nazwa popularnej knajpki w Ełku.

Kłobuk (lataniec, zły) - coś za coś
Kłobuk sam wybierał swoje ofiary. Pojawiał się pod postacią zmokłej, budzącej litość kury, którą należało się dobrze zaopiekować. Lubił ciepło, ciemność i dobre jedzenie (Kto nie lubi?)
Przygarnięty, nocą przysparzał opiekunom wszelkich dóbr, kradnąc je u innych. Jeśli był niezadowolony z opieki mścił się na swoich gospodarzach okrutnie, co zdarzało się prędzej, czy później. Najlepiej nie mieć z nim nic do czynienia. Ostrożnie z czarnym drobiem! To nie żarty!

Odmianek – by dzieci dobrze się chowały
Bardzo nieroztropnie jest pozostawiać dzieci w kołysce lub łóżeczku bez kawałka stali. Takie bezbronne dziecię podstępnie może być podmienione na odmianka. Odmianka poznacie po znacznie większej głowie, więc nie ma większego problemu z diagnozą. Środki zaradcze też się znajdą, ale są zbyt brutalne, by je tu opisywać.

Zmora – co się komu śni
Zmory, to bardzo obsceniczne istoty. Według mazurskich fantazji, w czasie snu całowały (dziwne… najczęściej mężczyznę) mocno i z tzw. „języczkiem” powodując obok innych dolegliwości problemy z oddychaniem. Popularnym sposobem profilaktyki antyzmorowej było spanie na brzuchu. Zmora wtedy obrażała się na swoją ofiarę i niezadowolona szukała innej. Dziwnym zrządzeniem losu, a właściwie sił nieczystych, regułą było, że w postać zmory przeistaczały się kobiety.

Topich – czas idzie i godzina
Topich musi kogoś co jakiś czas utopić. Jest to nieuniknione. Ci, którym się upiecze (tym razem) słyszą wołanie: „Czas idzie i godzina, a człowieka nie ma”. Ci są bezpieczni. Gorzej z tymi, którzy topielczego zaśpiewu nie słyszą – to oni zostali wytypowani. Na Mazurach uważajcie na buty, czapki i inne przedmioty rozwieszone na nabrzeżnych gałęziach. To przynęty. Nie jest więc rozsądnie, widząc wiszące fatałaszki, zakradać się by pannę w jeziorze podglądnąć.

Wilkołek – wszystkiemu winni chrzestni
Wilkołak mazurski jest niezbyt groźnym potworem. Jego działalność ogranicza się do szkód wyrządzonych bydłu. Twór ten, to nie demon, ale podobnie jak zmora, przeobrażony człowiek – zawsze mężczyzna. Postać jego jest oczywista – wygląda jak zwykły wilk.
Jeśli podczas chrztu chrzestni myślą o głupotach, a szczególnie o zabobonach, w które oczywiście wierzyć nie wolno, skutek może być właśnie taki.

Istnieje jeszcze szerszy panteon dziwactw i cudactw. Jest mamun, krasnoludek (zżerający płuca), macica, babojędza (pożyteczna wychowawczo stwora) i są wreszcie kautki (wyobrażane teraz jako krasnoludki). Dzisiaj prawie nikt na Mazurach nie pamięta dawnych strachów. Dziwne, ale jako na wskroś tubylczą postać uważa się poczciwego, importowanego głównie z Kaszub diablika Smętka. Dawane strachy zostały zastąpione nowymi. Ludzie boją się teraz utraty pracy, nieżyczliwych sąsiadów, krzywdzących decyzji urzędów i fotoradarów.
Jednak… warto dzieciom opowiedzieć bajkę na dobranoc inną niż „chore sąsiadów sny”.

wtorek, 18 października 2011

Siegfried Lenz - honorowy obywatel Ełku od dziś

Dzisiaj (18 października)  wydarzyło się coś istotnego z punktu widzenia mieszkańców naszego miasta. Tytuł honorowego obywatela Ełku odebrał osobiście Siegfried Lenz. To ważna postać dla ełczan. Nie tylko pisarz, autor "Muzeum Ziemi Ojczystej" lub "Lekcji niemieckiego" ale i orędownik dialogu Polaków i Niemców.
Nie, to nie tak. To bardziej skomplikowane. Powodów uznania dla Lenza jest w nas więcej, trudno je streścić. Musicie przeczytać "Heimatmuseum". To apel o uszanowanie prawdy i historii, mojej, cudzej, Waszej, jakiejkolwiek. Apel o niewykorzystywanie wspomnień i nostalgii w celach niegodziwych, o powstrzymanie się przed manipulacją przeszłości w imię jakiegokolwiek i czyjegokolwiek interesu.
Pewnie pojawi się wkrótce wiele opinii o tym wydarzeniu. Niektóre będą może kontrowersyjne. Może ktoś coś będzie zarzucał, krytykował... może mącił. Nic nie szkodzi. Jakaś propaganda istniała zawsze. 
Ach, jak wspominałem, szczęśliwi, którzy mieli zaproszenie na imprezę. Była przepiękna. Oprócz samego Lenza, zaszczycił nas Ambasador Niemiec w Polsce, Konsul, burmistrz Nettetal (a nie wspominam o lokalnych władzach miejskich powiatowych i wojewódzkich). Dużo muzyki fortepianowej, dużo pięknych obrazów, dużo emocji.

czwartek, 13 października 2011

Dzień Nauczyciela, czyli rzecz o tym jak „Bez rózgi nie łuchowasz dobrych dzieci”

Autor: Ja
Założę się, że jeśli ktoś ma wizję IX-wiecznej edukacji na Mazurach, jawi mu się obraz nauczyciela Niemca, karykaturalnie nakreślonego na tle wiązki łozinowych rózeczek, herbartowsko wtłaczającego treści w stawiające słuszny patriotycznie opór jasnowłose głowięta.
Rzeczywistość nieco inaczej wyglądała. Od czasów krzyżackich istniały szkoły katedralne, klasztorne, kolegialne, a nawet parafialne (najbardziej znane działały w Nidzicy, Olsztynku i Ełku). Nie powinno to być jednak wielkim zaskoczeniem. Kościół w całej Europie był prekursorem zorganizowanego systemu nauczania. Król Fryderyk Wilhelm (Był taki król? Nasz był.) zarządził obowiązek nauczania dzieci wiejskich (XVIII w.). De facto obowiązek szkolny obejmujący dzieci od 6 do 14 lat. A my potępiamy (byłą?) Panią Minister, która chciała posłać sześciolatki do szkoły! Fe! Nieładnie!
Dzieci w szkołach wiejskich uczyły się głównie po polsku. Jeśli dziwi Was ten fakt, to zauważcie, że ludność tutejsza była głównie wyznania protestanckiego. Do ważnych założeń sposobów wyznawania wiary należało prowadzenie obrządku w języku narodowym. Wydawnictwa w języku polskim były czymś normalnym. (Ale o tym może w miesiącu czytelnictwa, lub w bardziej stosownym czasie.)
Frekwencja w szkole na wsi z konieczności i innych sprytnych powodów była dość niska. Świętem wielkim było, gdy w ławie zasiadło dwanaście z piętnaściorga dzieci, które powinny tam siedzieć. Najczęściej na lekcji było 5-7 uczniów. By nie podpadać władzom oświatowym skład był zmienny – zawsze ktoś musiał być. Za niedopełnianie obowiązku szkolnego groziły kary pieniężne. Jednak... dużą pokusą opuszczania zajęć była praca przy wypasie zwierząt gospodarskich. Można było przy tym zarobić w sezonie paręnaście talarów i skalkulować bilans zysków i strat (kar komorniczych za wagary).
Nauczyciel (skólnik) na Mazurach miał kwalifikacje różne. Na wsi czasami wystarczało, gdy był nim chłop wycużny (piśmienny i czytaty), najczęściej starszy jegomość, który zimą nauczał w przystosowanej do tego celu izbie, a po pracy chodził kolejno od domu do domu odbierając swoje wynagrodzenie za pracę – posiłek. W porządnych szkołach (za Chojnackim) sytuacja nauczyciela była niepomiernie lepsza. Za pracę dostawał trochę (ok 300 kg) żyta, trochę (ok. 150 kg) owsa, tonę siana i tonę słomy. Do tego dorzucano mu nieco ziemi na hodowlę ziemniaków i innych tego rodzaju rarytasów. Ponieważ nauczyciele rzadko jedli żyto, owies i siano, hodowali krowę.
Czego uczono? Przedmioty ówczesne były podobne do dzisiejszych – pisanie, czytanie, rachunki i religia. Uczono się czytania i pisania głównie w oparciu o książki w języku polskim drukowane czcionką gotycką.
Pomimo że wizytatorzy podkreślali jak bardzo zacofana i kiepska jest uczba na wsi mazurskiej, to system nauczania przyniósł nieoczekiwany sukces. 80% dzieci w wieku szkolnym umiało czytać i pisać. Wyobrażacie sobie? 80% w XIX wieku!
Jutro Dzień Nauczyciela. Wypadało by złożyć mazurskim pedagogom okolicznościowe życzenia:

Kłańba wzielka skólnikom za zacne bildowanie, a pożytek niechli godny majom ze swoi roboty. Co by codnia eno nienso i ale jadli.

Proszę... otwieramy słowniczki....

poniedziałek, 10 października 2011

„Wiele gwiazd na niebie, w barłogu legnijmy”, czyli nocleg w Ełku i okolicy

Autor: Ja. "Zagroda" w Lepakach
Osoby odwiedzające Ełk często skarżyły się, że dość trudno dostać jakieś miejsce noclegowe w samym mieście, a jak się już znalazło – ceny były gorzką pigułką do przełknięcia. Tak, nie tego się spodziewali po prowincji. W samym mieście jest jednak kilka hoteli i pensjonatów, w których można się zatrzymać. Nie podaję konkretów, ponieważ z łatwością znajdziecie np. na http://infoserwis.elk.pl/ lub poszukajcie wśród reklam na moim blogu. To oferta dla tych, którzy są tu tylko na chwilę.
Dłuższy wypoczynek letni (urlop, wakacje) lepiej zaplanować gdzieś poza miastem. Duże grupy powinny zastanowić może się nad wynajęciem domku letniskowego. Wiele z nich jest położonych nad samym jeziorem, z plażą, wyposażonych w sprzęt pływający (czytam np. „domek letniskowy Stacze k. Ełku” dla 16 osób, cena 500 zł za dobę. Znam to miejsce – bardzo atrakcyjne. (Uwaga! Drobnym druczkiem: Dla większej precyzji i po zweryfikowaniu oferty dodam, że owe 500 zł jest dla 10 osób, kolejne dopłacają po 40 zł - taki trik. Turysta myśli fajnie 500 : 16 = 31,25, a będzie rzeczywiście 46,25 za dobę od osoby.) W sekrecie dodam, że jest to na osobę taniej, niż pewien agroturystorolnik chciał ode mnie skasować za nocleg w moim własnym namiocie z prywatną moją żoną (przy czym namiot był bez służby i straży). Chyba polecę też pogoszczenie się w gospodarstwie agroturystycznym. Dużo ofert jest tu - http://mazury.info.pl/ (chyba najlepsza strona informacyjna). Mała uwaga. Nie wybierajcie na chybił-trafił oferty internetowej. Wyślijcie kogoś na przeszpiegi. Jeśli nie macie kogo – wyślijcie mnie lub zapytajcie. Na Mazurach liczą się trzy rzeczy (zapomnijmy na chwilę o mazurskim śniadaniu) – jezioro, jezioro i jezioro (zwykle właśnie w okolicy są trzy). 
A jeśli namiot? Ten temat nie wygląda dobrze. Ełk posiada pole namiotowe w centrum miasta, przy plaży miejskiej, w której nie da się pływać, ale regularnie odbywają się na niej koncerty. Chyba taka jest jej główna rola, a koncerty bywają bardzo, bardzo przyzwoite. Nie istnieje też żadna spójna mapka pól namiotowych. Dla cierpliwych i mocno poszukujących coś się jednak znajdzie w okolicy, lecz raczej bliżej okolicy Orzysza niż Ełku.
A teraz gratka! Gospodarz Lasów Państwowych wyznacza czasami miejsca biwakowe w obrębie swoich włości. Czyli… są, najczęściej głęboko ukryte, całkiem legalne biwakowiska leśne nad jeziorami. Nie zdradzę gdzie – do lat tam przyjeżdżają ci sami biwakowicze i pewnie nie chcieliby, aby wieść się rozniosła. Natomiast w okolicach jest parę miejsc powszechnie dostępnych (np. Kije, Sajzy) gdzie można namiot sobie rozbić. (Z tym „sobie”, to teraz nie takie proste. Przestrzegam przed nielegalnym rozbijaniem namiotów szczególnie na obszarach leśnych. Grożą za to bardzo wysokie kary. Nieuniknione!)
Gdziekolwiek chciałbyś nocować, pamiętaj, że piosenka „Augustowskie noce, parne i gorące…” mówi o nieznanym raczej zjawisku atmosferycznym. Bywały takie noce. Ja pamiętam cztery czy pięć w czasie swojego długiego życia. Najczęściej po zachodzie słońca bardzo się ochłodzi, wilgoć spowoduje odczuwanie jeszcze niższej temperatury, do tego dojdzie wiatr znad jeziora. Latem – weź kurtkę. Nie musi to być kurtka zimowa, ale niech nie będzie symboliczna. (Przyjeżdżający tu na weekend majowy niech o tym pamiętają szczególnie. Bywa wtedy u nas bardzo, ale to bardzo zimno.) Koniecznie miej też jakiś repelent, aby komary nie były zmorą urlopu. Wynajmując domek, warto mieć jakiś elektryczny odstraszasz komarów (bo inaczej trudno będzie otworzyć okno w nocy), a śpiący pod namiotem niechże pamiętają o jego zapięciu, jeśli nie zamierzają zostać nieświadomymi krwiodawcami.
Dobrych nocy na Mazurach….
P.S. Z tymi niedźwiedziami i wilkami, to bajki.

Siegfried Lenz w Ełku

18 października Siegfried Lenz, autor "Muzeum ziemi ojczystej" otrzyma honorowe obywatelstwo miasta Ełk. Szczęśliwcy, którzy posiadają zaproszenie na uroczystość, która ma odbyć się z udziałem pisarza. Mam takie zaproszenie. :)
Czytaliście "Muzeum..."?

niedziela, 9 października 2011

Oddaj swój głos

Jeszcze przez miesiąc możesz oddać głos w plebiscycie na nowych siedem cudów świata. Wśród wspaniałości natury są tym razem Wielkie Jeziora Mazurskie.
Proszę, nie zwlekaj - Kliknij http://www.mazurycudnatury.pl/.

sobota, 8 października 2011

Ani kawa, ani herbata – czyli mazurskie śniadanie


Latem chłop mazurski zabierał się do pracy o świcie, a zwykł śniadać około siódmej. Jesienią i zimą trzeba było pospać dłużej. Powiadają (F. Oldenberg), że typowy codzienny posiłek mógł wyglądać tak: z rana, na fryśtyk, kapusta kwaszona, ziemniaki i wódka. Mniej radykalnie – muza (rodzaj zupy z mąki. Przepis? Rzozierć muze móntewko, jak szie zawarzi, posol i mleka wlej. Daj chleba do tego.).
Przed południem (potpołudnik) jadało się kawałek (śniedulecke) chleba z kieliszkiem wódki (mogła też być kawa zbożowa, ale mówimy o chłopie mazurskim). Na obiad, w południe, można było się spodziewać kapusty lub brukwi, żuru z ziemniakami (bulbami, gulbami). Kolacja nie sprawiała żadnych problemów – jadło się to, co zostało z obiadu.
Mięso (nienso) nie było składnikiem codziennego jadłospisu na wsi.
Uwaga! Rzodkiewki, ogórki, jarmuż uważane były za pożywienie niegodne człowieka. Karmiono nimi poślednią gadzinę.

Smacznego!

By wszyscy dobrze się rozumieli – Ełk czy Lyck


Miejscowości mazurskie w rozmaitych okresach swoich dziejów posługiwały się różnymi – czasami równocześnie egzystującymi nazwami. Cóż, nic dziwnego. Szacunkowo ludność polska w powiecie ełckim stanowiła ok. 70%. Pozostałe 30%, to między innymi (i tu – głównie) Niemcy, ludność pochodzenia żydowskiego, białoruskiego i litewskiego.
Ponieważ lubię, gdy wszystko jest „czarno na białym”, użyję kolorów i na czerwono zaznaczę nazwy polskie, na zielono – mazurskie. Na niemieckie nie miałem pomysłów – zostaną czarne.
Oto (niektóre) nasze miasta, miasteczka i wsie:
Ełk, Łek, Lyck
Olecko, Margrabowa, Treuburg
Orzysz, Orzys, Arys
Stare Juchy, Alt Jucha
Sajzy, Zeysen
Prostki, Prostken
Straduny, Stradaunen
Nowa Wieś Ełcka, Neuendorf
Ostrykół, Ostrokollen
Klusy, Klaussen
Gąski, Gonsken (Herzogskirchen)
Drygały , Drygallen
Biała Piska, Biała, Bialla
Dlaczego wspomniałem o tym. Miała to być ciekawostka archeologiczna? Wydaje się właśnie, że to nie historia, a jeśli tak, to przebudzona. Z łatwością zobaczycie dwujęzyczne czasami nazwy miejscowości. Tablice informacyjne na obiektach wartych obejrzenia, reklamy zajazdów i pensjonatów zwyczajowo bywają dwujęzyczne: polskie i niemieckie. Czy komuś tutaj to przeszkadza? Nie zauważyłem. Mała miejscowość Bienie... mijam, jadąc rowerem przyciągającą wzrok tablicę informacyjną "Bienen" ze zgrabnym opisem w języku niemieckim. Czy to tylko chwyt reklamowy mający wabić turystów z za zachodniej granicy? Mam teorię na ten temat, ale niezweryfikowaną. Póki co, sprawdźcie sami to sami, poszukajcie takich tropów, pomyślcie, co mogą one oznaczać i koniecznie dajcie znać, co wam przyszło do głowy.

Pogoda jest zawsze

Mieszkańcy Mazur przekonali się, że pogoda jest zawsze. Zima sprzyja nartom biegowym – zaczyna się dość wcześnie, często w końcu listopada i trwa nawet do początków marca. Tego roku żegnaliśmy się trzykrotnie z sezonem narciarskim nim na dobre ustąpił. Nie mamy kłopotliwego przedwiośnia – od razu przychodzi wiosna, a po niej lato.
Gdy świeci latem słońce, kuszą jeziora i plaże. Gdy pada deszcz, powiadają, że pora w sam raz na ryby. W wietrzne bezdeszczowe dni dobrze jest pożeglować, a w dni, w których pogoda jest niby nieokreślona najlepiej wybrać się na rower. Nie będzie ani za gorąco, ani za zimno.
 Rower
Jadąc na Mazury koniecznie zabierz rower. Zobaczysz je takimi, jakie nie ukazują się z uczęszczanych dróg. W okolicy mamy sporo tras, a jeśli rower jest nieco lepszy niż składak, daje się nim jeździć po oznakowanych szlakach pieszych. Dobrą mapkę (okaże się lepsza niż nawigacja GPS) kupisz w Centrum Informacji Turystycznej w Ełku.
Opis niektórych tras rowerowych znajdziesz np. na  http://infoserwis.elk.pl/info/turystyka/szlaki-rowerowe.php
Osoby, które nie lubią bezdroży mogą skorzystać z promenady, która biegnie wzdłuż niemal całego wschodniego brzegu Jeziora Ełckiego.
Narty
Czy jest sens przyjechać na narty na Mazury? Jeśli myślisz o długich i stromych trasach zjazdowych, trudno będzie Cię zadowolić. Mamy jednak nieco tego rodzaju atrakcji, np. w Okrągłych k. Orzysza http://ski.mazury.info.pl/ski/
Polecam jednak wędrówki na nartach biegowych na naszych trasach leśnych. Narciarstwo biegowe stało się ostatnio na tyle popularne, że bez trudu znajdziesz utarty przez innych biegaczy szlak. Las zimą ma niepowtarzalny urok, a zima z biegówkami staje się najpiękniejszą porą roku.
Szczególnie polecam ścieżki w Borze Ełckim.

Kajaki i inne środki mniej lub bardziej pływające
Miłym sposobem spędzenia czasu w wolne lub urlopowe ciepłe popołudnie jest przejażdżka rowerem wodnym lub kajakiem. Oba te szacowne środki lokomocji można wypożyczyć w kilku miejscach nad jeziorem Ełckim. Najbardziej popularne są wypożyczalnie w okolicach restauracji Smętek (centrum miasta nad jeziorem) i na osiedlu Baranki (południowy brzeg jeziora). Na plaży miejskiej w miejscowości Szeligi nad Selmętem również można skorzystać z wypożyczalni sprzętu wodnego. Pisałem teraz o rozrywce rodzinnej. A teraz coś zaawansowanego dla grup nieco liczniejszych niż jedna rodzina: koniecznie wybierzcie się na spływ kajakowy Łaźną Strugą (rzeką Ełk).
Zaskoczeni będziecie niską ceną, niesamowitymi wrażeniami, piękną przyrodą.
Abyście nie musieli daleko szukać polecę Wam firmę Dryf – profesjonalni i mili: 
 Wędkowanie
W bezpośrednim sąsiedztwie Ełku jest pięć jezior. Jest więc gdzie zarzucić przynętę. Atrakcyjne wędkarsko jest Jezioro Selmęt Wielki, Sunowo i Ełckie. Jezioro Ełckie (należy do PZW) oferuje znakomity dostęp z brzegu po stronie wschodniej i południowej. Nie trzeba martwić się o łódź. Złowić tu można szczupaka, lina, sandacza, węgorza, leszcza, okonia (o drobiazgach nie wspominam, a o samym wędkowaniu pewnie jeszcze napiszę wiele).
Zezwolenia na połów ryb można kupić w każdym sklepie wędkarskim (za wyjątkiem zezwoleń PZW – tu trzeba się dowiadywać o szczegóły).


Grzyby
Nie wiem dlaczego tego nie robicie i nie przyjeżdżacie do nas na grzyby. Na ten temat nie ma się co rozpisywać, wystarczy wejść do lasu. Uważajcie jednak na żmije i koniecznie ochrońcie się przed kleszczami (nasze lasy mają bogate poszycie). Pamiętajcie – do lasu w gumiakach i z płynem przeciwko komarom i kleszczom.
Dobrze, powiem to! Niektóre lasy, ze względu na mnogość komarów latem bywają niedostępne. Nie da się tam wytrzymać dłużej niż kilka sekund. Prawdę mówiąc, nie można się nawet zatrzymywać podczas przejażdżek rowerowych. Ale tylko niektóre i tylko latem. Na szczęście mamy pół roku zimę.

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, na rozdrożach krajowej 16 z 65 - czyli gdzie to jest

Z kanienia na kanien
Skowronecek skace.
Tak i moje serce
Zawse we mnie płace.
Ojculek z matecko
Pod zimie sie skryli
A mnie Sierotecke
W świecie zostazili
(Fragment piosenki ludowej)

Kraj, gdzie skowronek przysiada na kamieniu rozpościera się pomiędzy Prostkami na południu, Kalinowem na wschodzie, Margrabową (zgadnijcie, co to?) i Świętajnem na północy i wreszcie Orzyszem na zachodzie. Nie są to Wielkie Jeziora Mazurskie, ale małe też może być piękne. Wiem, co mówię - mam wzrost ciut mniej niż średni.
Geograficznie nazywamy tę część Mazur Pojezierzem Ełckim. Ci, którym nie chce się żwawo pedałować określają nasze 26030 km2 jako teren silnie pagórkowaty. Prawdą jest, że bywa odrobinę nierówno ale zaraz "silnie"!
Ełk i inne okoliczne miejscowości wyłaniają się z wyrębów puszczańskich w końcu XIV wieku. Dawniej te ziemie zwane były Sudowią i zamieszkane przez plemiona pruskie w naturalnych warunkach leśnych, nie były raczej widoczne na mapach satelitarnych.
Nie chcę być posądzany o "ukrytą opcję niemiecką", ale chyba powszechnie wiadomo, że nowoczesna historia Mazur południowo-wschodnich zaczyna się od ekspansji Krzyżackiej i między innymi od wzniesienia grodu obronnego, zamku będącego bazą wypadową w zaciekłej walce z Sudowami. Później historia nie szczędziła biedy i wojen. To prawie cud, że rozkwitły tu urodziwe i dość ludne miasta. A może nie cud, nie czary ale upór i praca. Tu zajęły mnie głębsze rozmyślania, z których lepiej się wynurzę. Za wcześnie jednak na kropkę, więc postawię znak zapytania...
Co stało się z Sudowami? Czy zostały jakieś ślady po dawnych plemionach? Jaki jest los zamku Krzyżackiego teraz? Gdzie są Krzyżacy, czy zostali jacyś? Kto tu teraz mieszka? Kim jest dzisiejszy Mazur? Jak to możliwe, że Krzyżacy używali takich nazw jak Ełk i nie wyginęli rychło wskutek licznych złamań języka? Czy Mazury wróciły do Macierzy (skoro wróciły, to musiały wcześniej być)?

Mazury - cud objawiony, czyli wstęp sążnisty

Witajcie czytelnicy. Pewnie odkryliście już, że wiele osób pisze bloga w celach terapeutycznych - by w sobie czegoś nie dusić, by podzielić się czymś, co rozrosło się tak, że koniecznie trzeba to podzielić; z kimś się podzielić, żeby się nie zmarnowało lub, aby inni to nosili, bo zbyt ciężkie dla jednego człowieka.
Chciałbym Was obdarować kawałkiem moich Mazur. Pewnie, że łatwo się oddawać coś, co do nas nie należy. Najłatwiej. Powinienem zacząć inaczej, ale ponieważ początki muszą być trudne - niech będzie i tak.
Trafiłem do Ełku, wskutek tzw. "emigracji seksualnej”, czyli "za żoną". Od zawsze marzyłem o biwaku nad jeziorami i proszę... Los tak chciał. Nigdy nie żałowałem tego, że opuściłem swoje rodzinne miasto. Ełk mnie przyjął jak każdą falę emigracji - szerokimi ramionami. I zostałem tu - ja rdzenny Mazur z Sieradza.
Opowiem Wam, co w tej Krainie jest cenne, co wyłazi spod żwirowo-gliniastej ziemi i wsiąka w każdego, kto tu zabawi dłużej. Opowiem też, co tu umarło, przepadło. A może śpi tylko i czeka na swój czas.
Opowiem o ścieżkach leśnych, rybach, rowerach, nartach, grzybach, ziołach, knajpach nad promenadą, miejscach tłocznych i miejscach zapomnianych. Opowiem o tym, co nas ełczan cieszy, co czasami boli, a co nam zwyczajnie "wisi".
Jeśli tylko zechcecie słuchać....