czwartek, 10 listopada 2011

Szczęście po mazursku – niezawodny przepis

Och, któż nie chciałby być szczęśliwy? Nie wiem, jakie są najnowsze badania „amerykańskich naukowców” na ten temat, ale potocznie sądzi się, że szczęście jest stanem chwilowym. (Bo jakże odróżnilibyśmy je od innych stanów?). A co powiedzielibyście na szczęście codzienne? Spodziewacie się jakichś porad? Słusznie.
Siegfried Lenz w swoim „Muzeum ziemi ojczystej”* (Nie przeczytaliście jeszcze? A prosiłem!) opisuje postać naukowca o nazwisku Doliass, który prowadził badania nad szczęściem Mazurów (czas: niedługo po referendum – lata dwudzieste minionego wieku). Ów uczony podczas swoich skrupulatnych badań znalazł człowieka szczęśliwego codziennie. Mało tego, posiadał on (spisany nawet) sposób na szczęśliwość, a przepis miał czas sprawdzić, bo był już w wieku słusznym. Lenz nazywa owego Mazura Paulem Plagą. (Nazwisko może być zmyślone, nie doszukujcie się koligacji. Fantazją może być też cała reszta, ale tego nie będziecie wiedzieli, dopóki nie sprawdzicie.)
Zasada szczęścia polegała na wierze, że każdy dzień tygodnia przynosi jakieś dary i ma jakieś wymagania. Ludzie, którzy działają wbrew temu prawu nigdy szczęśliwi nie będą. Rzecz w tym, by te prawa znać i o nich pamiętać (kartka na lodówce).
Dalej będą cytaty Lenza zmieszane z dziegciem komentarzy autora blogu....
Poniedziałek "nie lubi, jeśli już od rana piłować albo rąbać drzewo, wówczas może się zdarzyć nieszczęście wśród znajomych. Kto podejmie nową pracę, temu rok będzie się dłużył”. Pamiętajcie, jak coś zaczynać, to nie w poniedziałek! „Kto zabije kurę, będzie musiał zabić trzy, bo wieczorem zjawią się goście, którzy zostaną na tydzień.” A teraz ważne dla solenizantów jubilatów i innych celebrujących coś tam: „Kto przyjmie prezent od kobiety, powinien wieczorem pościć.” Plaga nie precyzuje rodzaju prezentu, więc myślcie, co chcecie.
Wtorek (zwany dawniej kartofelkiem)
„Kto je mięso - pieczone lub gotowane – musi się liczyć w ciągu roku z bólem zębów trzonowych”. Pozostałe wtorkowe dary i żądania są raczej pomyślne. Kto wypędzi bydło w pole (pamiętacie, z bydłem byle nie w poniedziałek), temu przyrośnie na wadze (bydło!). Posadzona na jajach kura również spowoduje przyrost dobroci. „Kto pójdzie na targ, nie pożałuje” (No jasne, skoro wtorek był dniem targowym. Wreszcie... „W piecu chleb się nie spali”.
We wtorek nie zawieramy związków małżeńskich (grozi niezgodą małżeńską), nie kichamy rano (sprowadzi to ciężką chorobę) i dobrze zamykamy drzwi i okna – możliwy rozbój.
Środa – dobry dzień na przeprowadzki, sianie buraków i pszenicy. Sprytnie byłoby również w ten dzień dać na zapowiedzi, a najsprytniej liczyć pieniądze. „Przy przeliczaniu odłożonych pieniędzy może się zdarzyć, że się znajdzie więcej, niż się odłożyło”. Tak, środa jest dniem trwałych efektów. „To, co się naprawi, więcej się nie popsuje” ale „Kto się zarazi, będzie długo chorował”.
Czwartek – okrutnik „bierze i daje jak żaden inny dzień”. Wszelkie rygory powinny być surowo przestrzegane, a więc: nie czeszemy się wieczorem, nie wylewamy wody przed dom, nie przędziemy, nie kopiemy przed świtem grządek (ale kto by kopał tak wcześnie). W czwartek jednak bardzo wskazane jest spotkać „mężczyznę o grubych wargach”. Wtedy czym prędzej zarzucajmy sieć (jakąś sieć, coś snujmy, planujmy, zastawmy na kogoś pułapkę, zagnijmy parol) – nie pożałujemy.
Piątek (na Mazurach dzień ślubów)
Tu moje ulubione! „Kto śpiewa przy wstawaniu, temu galareta nie stanie”. Wierzcie mi, przestałem śpiewać i pomaga. Piątek, oprócz nielicznych wymagań, niesie wiele cennych darów: „Kto podejmie nową pracę, temu rok nie będzie się dłużył”. Dobrze jest też wykonywać drobne domowe zajęcia (np. pleść kosze, wiązać miotły, załadować i włączyć zmywarkę). Poza wymiernymi i doraźnymi korzyściami są duże szanse na odnalezienie dawno zgubionych narzędzi.
Sobota – zakupy w drogerii.
Zapowiada się przyzwoicie – znów jest wiele prac, których lepiej nie wykonywać (a więc uzasadnienia dla błogiego drobnego leniuchowania). Nie przędziemy (mięso w lodówce straci termin ważności), nie zaczynami nic nowego (stracimy cały drób – gorzej, jeśli drobiu nie mamy), nie strzyżemy po południu owiec (to samo dotyczy pewnie członków rodziny.) - bo odmrozimy sobie palce u nóg. Najważniejsze jest, aby w sobotę przynieść mydło do domu. Najlepiej jakieś z promocji: „Kto nie dostanie od kupca kawałek mydła jako dodatku do zakupów, tego wkrótce nawiedzi plaga myszy”.
W sobotę dobrego i miłego towarzystwa szukamy tylko przy płocie.
Niedziela – dzień drzwi zamkniętych i złotego środka.
Dzień dziwny, niepewny, niestabilny. Chyba faktycznie lepiej nic nie robić, niczego nie podejmować, nie przedsiębrać ale też (!) niczego nie można zaniedbywać i lekceważyć. Dobrze, jeśli poczęstujemy gości sokiem (oryginalnie „z czarnego bzu”), rozniecimy ogień na czczo (Może choć mały papierosek przed śniadaniem?) ale źle, gdy na jagody pójdziemy za sroką, a na grzyby z nożem. Musimy dokładnie zamknąć drzwi od szaf (wiecie... ma to związek z symboliką pochówku, nie mówmy teraz o tym). Na koniec: w żadnym, ale to żadnym wypadku nie dotykajcie cepa! Tylko nie cepa!

Życzę powodzenia w kształtowaniu codziennej szczęśliwości.

*Siegfdried Lenz "Muzeum ziemi ojczystej", tłum. E. Borg, M. Przybyłowska, BORUSSIA 2010 

1 komentarz:

  1. :)) ale fajna mieszanka porad ucodziennionych i unowoczesnionych:)
    jest w tym cos genialnego i trzyma sie nei powiem czego ale w domysle zostawie:).
    ciekawe ze u nas piatek to zly poczatek, troche inne zasady na ziemi sieradzko-łęczyckiej:)
    a przecietny amerykanski uczony nie jest w stanei pojac tej wiedzy:).
    Romek, ale narobiles mi smaku, w ogole, do wszystkiego:)!!!

    OdpowiedzUsuń